Wszystko będzie zależało od widowni / “Mój pierwszy teatr

/Z Jakubem Porcari opiekunem artystycznym spektaklu Mój pierwszy teatr rozmawiały Weronika Siemek i Renata Limanowska/

Tekst Buntu Reymonta jest mało znany. Jak do niego dotarłeś?

Pierwsze dwadzieścia lat swojego życia spędziłem we Włoszech. Dlatego też nie znałem polskiej literatury. Gdy się tu przeprowadziłem zacząłem uzupełniać braki… Z tego powodu też nieźle znałem się na polskiej literaturze. Wzięło się to najprawdopodobniej z tego, że czytałem wiele różnych rzeczy, o których nie mówi się w polskiej szkole.

Zaskoczeniem było to, że ten trudny i agresywny tekst zostanie przekuty na baśń dla dzieci.

Dzieci nie dostaną tego tekstu w oryginale. Sceny o zbyt mocnej warstwie agresji, zostaną przedstawione w sposób kolorowy, zabawny. Przyjrzyjmy się jednej z najpopularniejszych kreskówek – „Tom i Jerry”. Tu bijatyki są głównym wątkiem historii. A żartobliwa forma przekazu nie wywołuje traumy u dzieci. Nadto chciałbym by w tym spektaklu rodzice odnajdowali jego drugą warstwę.

Co dziecko może wynieść z tego spektaklu?

To może być bardzo ciekawe doświadczenie. Po pierwsze ze względu na samą historię, po drugie na możliwość zobaczenia teatru od kulis. Chcemy nauczyć dzieci prostych mechanizmów teatralnych. Pokazać jak powstaje i funkcjonuje. Kim jest aktor i do czego służy, co się z nim dzieje, kiedy ubiera kostium i zaczyna grać.

W jaki sposób chcesz to osiągnąć?

Chcemy zrobić małe zamieszanie. Pomieszać spektakl z placem zabaw. Dlatego zapraszamy na niego całe rodziny. W szczególności opiekunów z dziećmi do 8 lat… Załóżmy, że rodzic przyjdzie z dwu- i ośmiolatkiem. Kiedy to starsze będzie skupiać się na treści spektaklu, młodsze będzie się bawić na placu. Tym sposobem oboje będą na tym samym przedstawieniu.

Skąd wziął się pomysł na tego typu rozwiązanie?

Z obserwacji dzieci. Moi przyjaciele mają dwuletnią córkę. Starszą o rok od mojego syna. Te kilka miesięcy robi olbrzymią różnicę. Dla mojego syna wszystko jest czarne lub białe. Nie ma udawania. Natomiast, podczas jednych ze spotkań, córka znajomych odegrała przed nami scenę niczym z tragedii greckiej. Kiedy była zła kładła się na ziemi i zanosiła płaczem, choć tak naprawę nic jej nie było. To był taki jej trzyminutowy występ… Właśnie z tej obserwacji wziął się pomysł, by w spektakl zaangażować również mniejsze dzieci i dać im jakieś zadanie, rolę. Na przykład poprzez grę – zabawę z aktorami.

Jaka jest różnica w pracy nad spektaklem dla dzieci, a spektaklem dla dorosłych?

Ogromna. W naszym spektaklu będzie dużo improwizacji. Wynika, to z założenia, że będą brały w nim udział najmłodsi. Także pod kątem znajomości dzieci dobrałem aktorów. Tak by potrafili z nimi obcować. Tu będzie potrzebne wyczucie i doświadczenie. Dlatego każdy z aktorów prowadził na przykład warsztaty z dziećmi, niektórzy są rodzicem, a nawet dziadkami. Ich zadaniem, prócz roli narzuconej przez spektakl będzie czynne zaangażowanie dzieci.

Będzie to spektakl performatywny. Co to oznacza?

Nie będzie domknięty. To znaczy zawierający pewną warstwę improwizacji. Około trzydziestu procenta naszego spektaklu będzie zagadką. Dlatego nie wiemy ile danego dnia będzie trwał. Wszystko będzie zależało od widowni i od zaangażowania dzieci.

Kulisy Solskiego 11/2014