Rada artystyczna – Matylda Baczyńska

Matylda Baczyńska od 2011 roku aktorka tarnowskiego teatru. Gościnnie można ją było zobaczyć w Teatrze Słowackiego i Ludowym w Krakowie. W teatrze telewizji zagrała w spektaklach „Powidoki” (reż. M. Wojtyszko), „Góra Góry” (reż. P. Woldan). 

Zagrała m.in.: filmie „Korowód” (reż. J. Stuhr), „Święty interes” (M. Wojtyszko). Znana z seriali „Plebania” oraz „Ludzie chudego”. W 2012 roku otrzymała nagrodę „Nadzieja Roku” przyznawaną przez Radę Miasta Tarnowa.

Jak to się stało, że dołączyła Pani do Rady Artystycznej?
Radę Artystyczną w Naszym Teatrze powołał Dyrektor Naczelny – Rafał Balawejder. Fakt, że stałam się Członkiem Rady Artystycznej był dla mnie bardzo miłym, ale również wielkim zaskoczeniem.

Gdyby była Pani osobą decyzyjną o repertuarze, posiadała swój własny teatr, co byłoby w nim grane?
To jest bardzo trudne pytanie. Kiedy je pierwszy usłyszałam pomyślałam sobie: jasne, że przede wszystkim Witkacy! I Ibsen też. I Czechow. I Beckett. I Ionesco. I… Ale, jako aktorka zrozumiałam to pytanie tak: Gdyby była Pani osobą decydującą o repertuarze, posiadała swój własny teatr, to co by Pani w nim grała? Niewielka różnica? Ogromna! Jestem na początku, przynajmniej mam taką nadzieję, swojej drogi aktorskiej i jest bardzo wiele ról, które chciałabym zagrać, wiele tytułów, nad którymi chciałabym pracować i wielu autorów, z którymi chciałabym się zmierzyć…
Gdybym posiadała swój własny teatr i mogła decydować o repertuarze musiałabym sprawdzić na co chętnie przychodziłaby publiczność, a to zależałoby od tego, gdzie ten Mój Teatr by był. Nie próbowałabym jednak schlebiać wszystkim gustom widza, bo nie o to chodzi, ale chciałabym spróbować z tym widzem podjąć mądry dialog. O wszystkim, ale głównie o człowieku. Człowieku jako istocie, która otrzymała zdolność uczenia się i tworzenia, która nazwała Dobro i Zło, która wynalazła elektryczność, penicylinę, Internet, stanęła na Księżycu… w końcu o człowieku, który sam może decydować kim jest i jakie znaczenie ma jego życie.

W książce „Lato Muminków” stara Emma, która całe życie sprzątała scenę w teatrze tłumaczy: „Teatr jest najważniejszą rzeczą na świecie, gdyż tam pokazuje się ludziom, jakimi mogliby być, jakimi pragnęliby być, choć nie mają na to odwagi, i jakimi są”. Zgadzam się. Ale czy widz jest bardziej skłonny do refleksji kiedy usłyszy Olgę z „Trzech Sióstr” pytającą wprost „Po co żyjemy? Po co cierpimy? (…) Gdyby tylko wiedzieć, gdyby wiedzieć?” Czy z „Szewców” słowa pokrętne „Czy to tylko nie złudzenie, że my naprawdę nowe życie tworzymy? Może się tak łudzimy, aby ten komfort właśnie usprawiedliwić. A może rządzą nami siły, których istoty nie znamy? I jesteśmy w ich rękach marionetkami tylko. Czemu „mario” – a nie „kaśko-netkami”? Ha? To pytanie z pewnością minie bez echa, a w nim coś z pewnością jest? Każdy Widz jest inny i każdy jest dla Teatru ważny. Bo dla Widza właśnie powstaje i bez Widza umiera…

Nie potrafię w żaden sposób zgrabnie podsumować tej odpowiedzi. Pozostawiam ją zatem tak jak jest i żywię nadzieję, że jednym wyda się ona kompletna i zrozumiała, pozostali zaś uznają brak pointy za przejaw np. burzy myśli, której ogarnąć się nie da, nieposkromionego intelektu, który nijak nie daje się zamknąć w klatce słów, lub (w najgorszym wypadku) typowego dla artystów roztrzepania i ogólnego nieogarnięcia”.

Czy powinna być Rada Artystyczna teatrów polskich, by wskazywać kanon teatralny, proponować tytuły do realizacji?
Moim zdaniem każdy powinien zobaczyć w teatrze choć jeden tekst Szekspira, Czechowa, Mickiewicza… wielkich nazwisk nie brakuje! Każdy powinien zobaczyć „coś ze starożytności” i „coś świeżego”, każdy powinien mieć okazję zyskać świadomość co to znaczy pojęcie formy w teatrze… Każdy powinien mieć szansę zyskać wiedzę i pewnego rodzaju świadomość teatralną i wyrobić sobie swój gust, poznać swoje w kierunku teatru oczekiwania.. Ale przecież żaden teatr nie jest w stanie zapewnić swoim widzom pełnej edukacji teatralnej..

Mnie fascynuje Witkacy i załóżmy, że moim zdaniem powinien być obowiązkowy. Mój kolega z pracy może mieć zupełnie inne zdanie i wielbić tylko Czechowa, a jego kolega powiedzmy, że nie wyobraża sobie teatru, w którego repertuarze nie ma Moliera czy Zapolskiej, a koleżanka kolegi, kolegi uznaje tylko teatr, w którym jest „Mayday” i „Szalone nożyczki”… Ilu ludzi, tyle opinii.

Nie wydaje mi się, żeby taka Ogólnopolska Rada Artystyczna miała rację bytu. Czemu? Załóżmy, że po wielu, wielu godzinach dyskusji, po przebadaniu na wszystkie strony opinii publicznej i po wnikliwym zapoznaniu się z potrzebami społeczeństwa, po trudnych kompromisach poszczególnych członków Rady -zakładamy, że są to Wybitni Ludzie Teatru w Polsce- powstaje spis „Obowiązkowych Tytułów”. Zatwierdza go jakaś Ważna Figura. Spis ten dochodzi do opinii publicznej, wywołuje masę dyskusji i protestów, bo wiele dzieł się w nim nie znalazło, nie zmieściły się -spis taki nie mógłby być przecież zbyt długi- a obecność kilku wydaje się niezrozumiała. Prawdopodobnie pierwsza fala protestów zabiera ze sobą kilka ofiar: niezadowolonych widzów, którzy publicznie oświadczają, że już do teatru nie pójdą, może kilku aktorów? może reżyserów? Możliwe, że zaczynają się pojawiać nowe prywatne teatry? Po jakimś czasie sprawa „przysycha”, ale nie na długo. Na horyzoncie pojawi się ktoś, kto rozpocznie debatę na temat „Czy nie powinno się spisu Obowiązkowych Tytułów uaktualnić? Powstało przecież wiele nowych, świetnych sztuk! Dajmy społeczeństwu możliwość poznania twórczości współczesnych im dramaturgów”. Takie rozwiązanie będzie miało swoich zwolenników i przeciwników. Kolejna fala oburzeń i protestów. W końcu naturalna potrzeba ludzka, by iść do przodu zwycięży i do spisu OT trafi kilka nowych sztuk, ale kilka starych -zostanie usuniętych I znowu protesty: „Jak to nie ma w OT Szekspira?!, “Jak to nie ma Dziadów?!”. A potem znowu sprawa przyschnie, a potem znowu ktoś spróbuje zawalczyć o nowe i tak do końca świata. Tylko po co?

Moim zdaniem w zupełności wystarczy, że każde miasto zadba o to, żeby na stanowisku dyrektora artystycznego zasiadała osoba, która zna teatr i zna, lub chce poznać widzów i jego potrzeby. Jest przecież mnóstwo reżyserów, którzy mają pomysł na to jak zahaczyć widza i którzy robią to z wielkim powodzeniem. I co roku rodzą się nowi. I jest też wiele dzieł, które będą do siebie reżyserów przyciągać póki świat się kręci. I co roku będą powstawać nowe. Ja uważam, że powinniśmy pozwolić sprawom biec ich własnym rytmem. I jeżeli moc decyzyjna na poszczególnych scenach będzie spoczywać w rękach ludzi, którzy kochają teatr będziemy mieli zdrowy repertuar i szczęśliwych widzów.

Kulisy Solskiego

Załączniki