Rozmowa z Małgorzatą Warsicką – reżyserką spektaklu „ Jakobi i Leidental”.
Dlaczego właśnie Levin? Na czym Twoim zdaniem polega jego popularność w Polsce w ostatnich latach?
To bardzo dobre teksty, wnikliwe i inteligentne. Zostały przetłumaczone stosunkowo niedawno, więc ciągle są nowe. Szczególną popularnością cieszą się tzw. komedie rodzinne, choć ja wolę określenie “dramaty samotnych serc”, do których należy również “Jakobi i Leidental”. Levin zajmuje się analizą mechanizmów społecznych w tym podstawowym wymiarze, na gruncie rodziny. Jest wyjątkowo precyzyjny i nikogo nie usprawiedliwia. Z właściwą sobie ironią sadystycznie obnaża najgłębszą strukturę ludzkiej osobowości. Strukturę strachu, wątpienia, braku działania, unikania odpowiedzialności za siebie i własne wybory. Tematy te są na tyle uniwersalne że, pomijając kontekst polityczny, bardzo silny u tego autora, są rozumiane na każdym gruncie.
Przygotowujesz spektakl muzyczny- i masz na tę muzyczność niestandardowy pomysł. Jaki?
“Jakobi i Leidental” jest rozpisany na sceny i piosenki. Te ostatnie są raczej mało subtelne przez co bardziej dobitne. Kompozytor Karol Nepelski, zaproponował nietypowy sposób ich prezentacji – bazujący na średniowiecznej technice szybkiego dialogowania instrumentów, tzw. technice hocketusowej – aktorzy będą śpiewali poszczególne wyrazy, czy nawet sylaby na przemian z własnym, przetworzonym elektronicznie nagraniem. W efekcie powstaje “mozaikowa” melodia, utkana z dźwięków naturalnych, żywych i elektronicznych, nagranych.
Na ile ważne są dla Ciebie piosenki w tym tekście, czym są, jak o nich myślisz?
Mamy nadzieję, że efektem tego eksperymentu, będzie rodzaj scenicznej rzeczywistości, sprawiający wrażenie “rozszczepienia” jej na to co codzienne i na to co kryje się pod powierzchnią codzienności. Piosenki będą rodzajem “drugiego dna” w stosunku do bezpośredniego przekazu tekstu.
Kim jest kobieta w tym dramacie? Jak ja widzisz? Dlaczego obaj męscy bohaterowie tak bardzo jej pragną?
Jaka kobieta? “Jakobi i Leidental”… kobiety nie ma nawet w tytule. To bardzo znamienne biorąc pod uwagę, że tekst napisany jest na trójkę równorzędnych bohaterów. Samo znaczenie imienia Rut- towarzyszka i Szachasz- akronim od “Szir Ha-Szirim”- “Pieśń nad Pieśniami”, nasuwa pewne skojarzenia. Kobieta jest tu przedstawiona jako figura- matki, kochanki, żony, towarzyszki. Paradoksalnie nie jest człowiekiem, ale uosobieniem męskich pragnień, lekiem na samotność i smutek. Nasza bohaterka jest świadoma tych wszystkich oczekiwań, potrafi nimi zagrywać, niestety ta właśnie “gra” o miłość jest jej największą tragedią jej mechanizmem obronnym, którego nie potrafi, czy też nie chce odrzucić.
Czy w świecie Jakobiego i Leidentala możliwe jest szczęście i spełnienie? Co ich tak naprawdę boli?
Na tym właśnie się skupiam, czy to spełnienie, czymkolwiek ono nie jest, bo to wcale nie takie oczywiste, jest możliwe. I jeśli jest możliwe, to gdzie nasi bohaterowie popełniają błąd? Levin pokazuje mechanizmy, które uniemożliwiają ludziom „bycie szczęśliwym”. Te mechanizmy nie są w świecie na zewnątrz, nie są w okolicznościach, ale w nas. W naszych fałszywych wyobrażeniach, wygodnych schematach, niespełnionych ambicjach. Tą trójka powoduje silne pragnienie zrobienia „czegoś” ze swoim życiem, bądź po prostu chęć „bycia nie samotnym”, lecz poza tym pragnieniem jest jeszcze strach który paraliżuje, pozbawia instynktu do tego żeby się ruszyć, podjąć prawdziwe, nie tylko pozorne ryzyko, zawalczyć o swoje szczęście.
Rozmawiała Anna Wakulik