Rozmowa z Aleksandrem Fiałkiem, aktorem Teatru im. L. Solskiego w Tarnowie (K. w “Procesie 2.0” w adaptacji i reżyserii Jarosława Tumidajskiego)
Dlaczego K. jest dziś zmęczony?
(śmiech) K. jest zmęczony, ponieważ rozpoczął się proces. Proces miażdżenia i dekonstruowania K. K. ma być zniszczony, sprasowany.
Przez co?
Przez sam proces, świat procesu, okoliczności zewnętrzne, które do niego przychodzą.
To widać w spektaklu- w tym kształcie, w którym jest na obecnym etapie prób. K. jest osaczony i przez wyraziste postaci wokół niego, i przez oprawę wizualną spektaklu, która korzysta z mocnych, intensywnych środków oraz monitoringu i ekranów, na które rzucany jest obraz z kamer.
Mało analizuję to, czym spektakl jest wizualnie, jakie są założenia inscenizacyjne – romawialiśmy o tym z realizatorami na początku prób, zgadzam się z koncepcją i nie potrzebuję się w nią zagłębiać na tym etapie pracy. Natomiast postaci, które spotykają mojego bohatera, są zupełnie inaczej skonstruowane niż postać K.- K. funkcjonuje w kontrze do nich i to na pewnym etapie pracy nad rolą stanowiło dla mnie duże wyzwanie. Sam mam skłonność do ulegania atmosferze, emocjom i temu, co się dzieje wokół mnie, więc zaczynałem „odbijać” środki i sposoby gry partnerów. Dużo wysiłku kosztowało mnie stworzenie czegoś kontrastowego.
Kim jest więc Twój K.?
Jest każdym współczesnym człowiekiem- a osiągnąć taki efekt jest niewiarygodnie trudno. Jak można być każdym, być wszystkimi? Wydaje mi się, że nie pozostaje mi w tej sytuacji nic innego, niż być sobą i przez własne przeżycie uruchamiać empatię widza. Moją „każdość” widać też chociażby poprzez kostium- zamierzeniem scenografa było wtopienie mnie na początku spektaklu w tłum, dlatego mój K. ubiera się tak, a nie inaczej. K. jest też dzisiejszym „każdym” dlatego, że nie może odciąć się od elektroniki. K. przede wszystkim ma telefon- owszem, wokół niego są kamery, osaczają go, ale to z telefonem jest związany niemal organicznie. Telefon jest rekwizytem codzienności wyjątkowo bliskim człowiekowi.
Jest łącznikiem ze światem. Nie masz telefonu- gubisz się w świecie, prawda?
Zapomnieć z domu można wszystkiego, ale nie telefonu. Można być niepewnym, czy się zamknęło drzwi i wyłączyło żelazko, ale brak telefonu to katastrofa. Mój K. ma tę smycz przy sobie przez cały czas, zawsze jest pod ręką.
Czy K. jest osobą, która przede wszystkim chce używać życia?
Założenie było takie, że K. ma być trochę taki, jaki widz chciałby być. W nim miałyby ożywać wizje współczesnej „fajności”.
A jak zbudować postać everymena? Czy to jest w ogóle możliwe?
Problem polega na tym, że ja nie jestem typową osobą (śmiech). W tym momencie wolałbym być typową osobą- byłoby mi łatwiej pracować. Mam sporo dystansu do wielu rzeczy, do życia, a K. go nie posiada. Ja jestem łagodny, a K. jest kanciasty. Ja potrafię sobie odpuścić, K. nie odpuszcza. Potrafię ekstremalną sytuację złagodzić żartem, dystansem- K. tego nie umie. Nigdy nie pracowałem w ten sposób nad rolą. Zawsze używałem swoich środków- używałem siebie, swoich możliwości; przez kompozycję elementów z mojego życia, które pasowały do danej postaci, i tekstu- uzyskiwałem kolejne postaci sceniczne. Tu muszę przejść inny proces.
Jak kończy Twój K.?
K. przestaje być. Jest unicestwiony, ale nie przez wykonany wyrok- nie jest zastrzelony, nie ma tu klasycznej egzekucji. W tym wypadku K. sam siebie pogrąża- wyraźne jest chyba to, że K.
w przebiegu spektaklu traci otaczający go świat, traci kolejne elementy składowe swojego życia, traci rodzinę, dziewczynę, ludzi. Co ciekawe, poniekąd sam to generuje. Taki bieg wypadków jest
w pewnym sensie jego decyzją czy też brakiem decyzji- która też decyzją jest. Chcę jednak, żeby mój K. walczył o zachowanie siebie i dotarcie do prawdy, żeby się uwolnił- chociaż nieustannie rozbijać się będzie o system.
Rozmawiała A. Wakulik