Zawsze kochałem kino, aktorem zostałem przez przypadek

/fragment wywiadu z Edwardem Żentarą przeprowadzony przez Rafała Huszno w programie „Retrospekcja” RDN Małopolska, w październiku 2010 roku/

Edward Żentara: Ja cały czas kochałem kino, kochałem kino. Teatr mniej. Chodziłem do kina w Koszalinie bo ja z Koszalina pochodzę, z drugiego końca Polski. Byłem zawsze taki wzruszony po filmach jakiś taki uniesiony trzy stopnie nad ziemią jak to się mówi. Teatr mnie drażnił swoją sztucznością, swoją umownością pewną. I kino właściwie spowodowało to aktorstwo, takich aktorów jak Marlon Brando, jego te słynne wielkie role. Czy Robert De Niro, Dstin Hoffman. Ci aktorzy spowodowali, że zacząłem jak gdyby interesować się tym zawodem. Natomiast aktorem stałem się przez przypadek. Po prostu w trzeciej klasie liceum miałem za zadanie recytować fragment „Wielkiej Improwizacji”, III części „Dziadów” Adama Mickiewicza. I pomyślałam sobie że dostanę piątkę. Czemu nie? I dostałem tekst i zacząłem się w ten tekst wgłębiać. Zacząłem go czytać, zacząłem go analizować, zacząłem recytować. I wtedy, chyba połknąłem tego bakcyla aktorstwa. Ponieważ doszło nawet do tego że w nocy chodząc po parku gdzieś tam krzyczałem w niebo te strofy Mickiewicza, te słowa Konrada i chyba wtedy poczułem…
RH: Rzadko się zdarza, żeby uczeń szkoły średniej…
EŻ: Tak…
RH: …Aż tak przeżył
EŻ: …Tak bo wtedy byłem bardzo taki ufny, nadwrażliwy, wrażliwy – czy jak to określić. Po czym, okazało się że mam talent. Po tym jak wyrecytowałem te na akademii szkolnej, te wielką improwizację., to zrobiłem to bardzo dobrze rzeczywiście. Ponieważ już nigdy potem nie powiedziałem jak wtedy, ponieważ miałem w sobie żarliwość amatora, ja wierzyłem w to co mówię, a przy czym okazało się że mam te zdolności aktorskie i koleżanki zaczęły mnie namawiać żeby iść do szkoły aktorskiej. Ja tak myślałem, ja do szkoły, właściwie po co? Ale później sobie myślę tak… Bo ja zawsze chciałem być nauczycielem w-fu, byłem dobry, byłem dobrym sportowcem…
RH: Trzecia rzecz którą dowiadujemy się…
EŻ: …Tak…
RH: Śpiewał.
EŻ: …Tak
RH: Chciał być nauczycielem w-fu
EŻ: Tak, chciałem być nauczycielem w-fu. Chciałem iść na AWF. Po czym okazało się że w liceum ekonomicznym które kończyłem nie ma biologii, więc nie mogę. A na AWF trzeba zdawać biologię. Potem myślałem o filologii polskiej. I to tak troszkę było.. Raz przypadek, a dwa kalkulacja. Właściwie…
RH: A ja to bym Pana najbardziej na filologii polskiej widział, że to jest wszystko blisko, humanistyczne…
EŻ: Bardzo lubiłem język polski, bardzo lubiłem lekcje polskiego. Ja generalnie nie uczyłem się zbyt dobrze, bo lubiłem grać w piłkę ciągle. Natomiast polski lubiłem, historię, ale bardziej polski właśnie. I gdzieś mnie to tam fascynowało. I właściwie już od początku byłem tak zwanym humanistycznym typem, jeśli chodzi o wykształcenie. Matematyki nie rozumiałem nie lubiłem. Bez przerwy na ściągach osiągałem te matematyczne osiągnięcia, łącznie z maturą zresztą… to było bardzo śmieszne zresztą, ta matura…

RH: Ale zdał Pan maturę z matematyki…
EŻ: Zdałem, zdałem
RH: Przecież to był czas, gdzie matematyka była obowiązkowa
EŻ: była obowiązkowa, była trudna. Była niezrozumiała dla mnie, ponieważ ciągle w tą piłkę grałem sobie śpiewałem
RH: Czyli chciał Pan też być piłkarzem? Czy to tylko…
EŻ: Byłem nawet piłkarzem, tylko moja kariera zakończyła się na trampkarzach. Byłem piłkarzem, byłem dżudoką, ale również skończyła się na juniorach
RH: Czyli wszechstronnie rozwinięty człowiek
EŻ: Później była koszykówka
RH: Ale to się wszystko przydaje w zawodzie
EŻ: Znaczy w zawodzie przydawało się w tym sensie, że rzeczywiście byłem wysportowany i łatwiej mi było dostać później, jak gdyby … ponieważ granie w teatrze, nie tylko w teatrze. W filmie gra się nie tylko twarzą, oczami, głosem, ale też gra się całym ciałem. Więc jak gdyby to panowanie nad ciałem pozwalało mi na ciekawe efekty aktorskie, między innymi dlatego dostałem rolę w „Karate po polsku”, w takim dawnym hicie komercyjnym. To było po „Wejściu smoka”…
RH: Tak oglądałem
EŻ: No właśnie. Gdzie był Bruce Lee i na fali Bruca Lee czyli „Wejścia smoka” zrobiono „Karate po polsku”. Też dzięki tej sprawności tę rolę dostałem. Natomiast okazało się że nie umiem śpiewać w egzaminach do szkoły aktorskiej. Na szczęście aktor nie musi umieć śpiewać. Dobrze że umie śpiewać, czy umie. Ale nie musi umieć
RH: Nie musi…
EŻ: Aktor ma grać

RH: A jak Pan w ogóle lubi spędzać czas wolny, wypoczywać. Biernie, czynnie?
EŻ: Właściwie tak naprawdę nie mam wypoczynku, bo odkąd zostałem dyrektorem… ja byłem najpierw aktorem, później zacząłem marzyć o reżyserii. Zostałem reżyserem teatralnym, gdzieś tam docelowo chciałem być reżyserem filmowym, ale to się nie udało. Produkcja filmu jest bardzo droga. Pół miliona do milion dolarów, to są bardzo duże sumy. Mówię o takim zwykłym współczesnym filmie, nie mówię już o widowiskach wielkich, które kosztują jakieś krocie. A potem chciałem jakoś kreować ten świat teatralnym czyli zostać dyrektorem teatru. A jak zostałem dyrektorem teatru to się okazało, że się pracuje od rana do nocy, bo jeśli się nawet nie pracuje to się myśli. Ciągle zastanawia, analizuje, może to… może tamto… owam to. Szczególnie trudno pracuje się w dzisiejszych czasach, gdzie teatr jest nie najlepiej dotowany, że ciężko widza zdobyć żeby przyszedł do teatru, w związku z tym że jest gigantyczna konkurencja w postaci kilkudziesięciu kanałów telewizyjnych, video, kina, Internetu, więc tym bardziej trudno o tego widza. Tym bardziej trzeba myśleć, analizować, zastanawiać się, żeby nie trafić –jak to się mówi- kulą w płot. Czyli nie dać spektaklu który będzie kosztować np. sto tysięcy, a poniesie klęskę finansową, czyli widz nie przyjdzie. Bardzo to jest duża odpowiedzialność, silna. Ale lubię to. Wiem że jest to męcząca praca, ale gdzieś tam w głębi duszy najbardziej jestem aktorem. Jednak te marzenia, o których Pan mówił, jednak obracają się wokół aktorstwa i właściwie teatru i filmu. Bo mimo że dawniej nie lubiłem teatru, to go polubiłem i oprócz filmu teatr jest taką moją drugą miłością.

Załączniki