/Z Małgorztą Warsicką, reżyserką spektaklu: „Jakobi i Leidental” rozmawiała Weronika Siemek/
Spektakl zaczyna się od słów Jakobiego „…doszedłem do przekonania, iż urodziłem się po to żeby żyć. Jeszcze dziś wieczorem pójdę zniszczyć moją przyjaźń z moim najlepszym przyjacielem Leidentalem…”
Po prostu pewnego dnia obudził się i dotarło do niego, że kocha życie i koniec. Że ma dość siedzenia na balkonie i grania w domino. Trzeba coś zmienić. Olśnienie? Postanawia zrobić coś ze sobą. Pytanie tylko, co? Ciągle powtarza, że jest zajęty, i że wychodzi, ale czym jest zajęty i gdzie ma zamiar pójść tego sam już nie wie. To przypadek sprawia, że trafia na Szahasz.
Pozostali bohaterowie, jacy są?
Leidental, to typowy cierpiętnik. Nigdy nie ruszył się ze swojego balkonu. Nawet wyobrażenie, że mógłby pójść na mały spacer, powoduje u niego panikę. Sam o sobie mówi że jest beznamiętny i że nie ma w nim nic co mogłoby podobać się kobiecie… a jednak. Pod wpływem Szahasz wszystko, powoli się zmienia.
Rut Szahasz – samo znaczenie imienia Rut- towarzyszka i Szahasz akronim od „Szir Haszirim” – „Pieśni nad pieśniami”, wiele wyjaśnia. Niestety jej marzenia o życiu nie pokrywają się z rzeczywistością. Ma niespełniona ambicję bycia pianistką, brak jej jednak odwagi i determinacji żeby o to walczyć, idzie prostszą drogą. Mężczyzn traktuje instrumentalnie, wie czego się od niej oczekuje i gra tym. Trzeba jej przyznać że naprawdę to potrafi.
Co jest motorem działań tej trójki bohaterów?
Myślę, że chęć doznania pełni, prawdziwej bliskości z drugim człowiekiem. To jest ich prawdziwym celem. Niestety z jakiś powodów trafiają na przeszkody. I nie są to przeszkody zewnętrzne, ale to w nich samych tkwią blokady, wewnętrzna rozterki, strach który nie pozwala im się naprawdę spotkać.
Przecież mieszkają razem?
Tak, ale dzieje się tak tylko dlatego, że sam Leidentala ofiarowuje siebie parze młodej w prezencie ślubnym. Staje się dla nich służącym, popychadłem, ale już nie przyjacielem.
Nie brzmi to jak fabuła komedii?
To jest komedia, bardzo inteligentna, więc też momentami bardzo smutna. Levin w charakterystyczny dla siebie, karykaturalny sposób pokazuje nasze bolączki, rozpaczliwe dążenie do szczęścia. To równocześnie bawi i smuci, ponieważ autor pozostawia nas bez złudzeń co do natury rzeczy.
Jakie zatem uniwersalne przesłanie niesie ze sobą ta sztuka?
Chciałabym opowiedzieć o nieustannym poszukiwaniu autentycznej bliskości z drugim człowiekiem bez dokonywania żadnych kalkulacji. Problem naszych bohaterów polega na tym, że przeliczają swoje szczęście i zastanawiają się nad tym czy coś im się opłaca czy nie. A moje pytanie jest takie, czy stworzenie czystej relacji, bez przeliczania zysków i strat jest w tym świecie możliwe.
A muzyka?
Piosenki będą rodzajem “drugiego dna” w stosunku do bezpośredniego przekazu tekstu. Karol Nepelski kompozytor zaproponował dość nietypowy sposób ich prezentacji – bazujący na średniowiecznej technice szybkiego dialogowania instrumentów, tzw. technice hoketusowej – aktorzy będą śpiewali poszczególne wyrazy, czy nawet sylaby na przemian z własnym, przetworzonym elektronicznie nagraniem. W efekcie powstaje “mozaikowa” melodia, utkana z dźwięków naturalnych, żywych i elektronicznych, nagranych.
kuliSyOLSKIEGO nr 11 marzec